Pogoda w tym kraju jest czymś na co przyjezdni najczęściej narzekają. No chyba, że wpada się tylko na chwilę i aura akurat dopisze. A tak ogólnie to przyznaję, że bywa ona jednak kapryśna i zdarza się czasem dłuższy okres, kiedy działa na niejedną psyche raczej destrukcyjnie. Niekiedy jest jednak odwrotnie, a wtedy zastanawia się człowiek, czy to na pewno Norwegia. I taką właśnie mamy jesień. Zresztą rok temu było całkiem podobnie…

Tak więc słońce ostatnio rządzi. Miniony tydzień, począwszy od poniedziałku zachęcał więc do żegnania dnia na plaży.

solastranda

Było na tyle pięknie, że skokom z radości nie było końca.

Solastrandasolastranda-3

Następnego dnia zabrała się z nami również mama. Powtórka z rozrywki. Tym razem jednak bez wychodzenia do wody.

BorestrandaBorestranda

Spodobało się do tego stopnia, że mając taką możliwość uznałem iż biorę dzień wolnego i prosto z pracy pędzę na kolejną, bardziej dziką i oddalona strande. Tym razem z planem zostania tam na noc. Lubię takie spontaniczne wyskoki, więc czemu nie. Tak w ogóle w niektórych rejonach Polski zrobiło się tego dnia całkiem biało. Czyli trochę zimowo. A ja dla odmiany miałem jakby lato.

A więc trzeci z kolei zachód słońca. Tuż przed nim skończyłem rozbijanie namiotu, gdyż tym razem wybrałem co nieco dalszą miejscówke i dotarcie tam zajęło trochę czasu.

biwak - OgnaOgna

Morze nadal bardzo spokojne. Po chwili dzień zamienił się w noc.

Ogna

Plaża okazała się naprawdę dzika i po spędzeniu tam nocy, pierwszych ludzi ujrzałem dopiero grubo popołudniu. Fajnie!

Zaczytałem się w książkach, których ostatnio pochłaniam więcej niż zwykle. Tym razem padło na „Wschód” Stasiuka.

Wschód

i „Powiedział mi wróżbita” Tiziano Terzani.

powiedzial-mi-wrozbita

W szczególności ta druga, być może dlatego, iż pisana jakby łatwiej przyswajalnym językiem powoduje, że umysł wybiega gdzieś daleko. Chyba znowu ciągnie mnie w drogę… I chyba Azja wzywa ponownie. No ale tak to już jest. Gdy raz przekroczysz ten ocean już zawsze będziesz po jego złej stronie… A my właśnie, dosłownie wczoraj mieliśmy wyfruwać. Daleko. Do kraju, który od zawsze był na liście. Japonia to jedna z tych destynacji, która ponoć nie jest miejscem, lecz stanem umysłu. Kiedyś już prawie podjąłem tam prace. To były jednak czasy, gdy wolało się mniej ucywilizowane krainy, więc wybrałem coś innego. Wtedy nie wyszło. Nie wychodzi również teraz. Pomimo iż mamy już bilety i teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie, to jednak nie lecimy. Opis powodów tym razem pomijam. Być może jest ich zbyt wiele. Tak czy owak chociaż zdarzało się już wcześniej pokomplikować sobie życie, to jednak pierwszy raz chyba nie realizuję czegoś na co długo czekałem. Tak to już w życiu bywa. Nie zawsze da się wybrać jedyną słuszną drogę. Wystarczy po prostu zaakceptować tą, którą się wybiera. Pomimo strat łatwiej wtedy o szczęście.

A ten króciutki, plażowy wypad zrobił mi całkiem dobrze . Czill jakich mało.

biwak - OgnaOgna

W drodze na parking odnalazłem jeszcze pierwszego od dłuższego czasu kesza. Geocaching poszedł niestety w lekką odstawkę. Znając życie do tematu jednak wrócę.

kesz w okolicach Ogna

Zostałbym dłużej, ale obowiązki wzywały. Na nich upłynął kolejny dzień. Jednakże już następnego ranka plan zakładał, by ponownie wystartować. Tym razem ruszyliśmy bliżej gór. Chociaż tak naprawdę dopiero owego poranka ustaliliśmy co i jak. Team utworzył się niezbyt wielki, gdyż było nas tylko trzech. Pomysłów za to w głowie każdego całkiem sporo więc na rozgrzewkę padły znajdujące się po drodze skały. Miejsce bardzo popularne wśród fanów wspinu. Także tych trochę mniej obeznanych. Poziomy trudności były więc dla każdego.

wspin - Hølewspin - Hølewspin - Høle

Powalczyliśmy chwilę, po czym obierając azymut na okolice, gdzie mieliśmy zamiar zabiwakować ruszyliśmy dalej. Jesień jak to jesień, charakteryzuje się gamą kolorów, które szczególnie w połączeniu z dobrym światłem dają szanse na efekty zdjęciowe jak poniżej.

okolice Månokolice Månokolice Månokolice Månokolice Månokolice Månokolice Månokolice Månokolice Månw drodze na Monafossen

Nam się jednakże niezbyt spieszyło, więc by pokorzystać z barwnego krajobrazu czasu mieliśmy niezbyt wiele. Za moment bowiem słońce ukryło się za górami i namioty rozstawialiśmy pogrążeni w mroku.

biwak - Mån

Zanim jednak potrzeba snu pchnęła nas do śpiworów przez dłuższy czas korzystaliśmy z uroków plenerowego ogniska.

Mån

Poranek przywitał nas lekkim szronem, ale tego było się można akurat spodziewać, gdyż od dwóch tygodni mamy bezchmurne niebo.

biwak - Mån

Ten dzień także miał być pod znakiem decyzji całkiem spontanicznych. Może z wyjątkiem jednego. Od kilku dni wiedzieliśmy gdzie będziemy spać. Biwakowaliśmy nad jedną z głównych atrakcji regionu, która dla nas jednak jakby spowszedniała. Wodospad Månafossen to takie must see dla wpadających w te okolice.

Manafossen

My natomiast chcieliśmy urozmaicić sobie trochę obcowania z tym miejscem. Z pewnych szaleństw człowiek się nigdy nie wyleczy. Zresztą z zachowaniem pewnych granic nie jest to w zupełności potrzebne. Już dnia poprzedniego zabraliśmy ze sobą trochę szpeju, aby pooglądać wodospad z innej perspektywy.

ponad MånafossenMånafossen z innej perspektywyMånafossen z innej perspektywy-2ponad Måanafossen

A tak bawiłem się 8 lat wcześniej.

Månafossen - rok 2008

Nadal nie mieliśmy dosyć, więc na koniec tego dosyć intensywnego tygodnia weszliśmy jeszcze na jedną górkę. Ot tak spacer poza utarty szlak.

gdzieś na szczycie górygdzieś na szczycie górygdzieś na szczycie góryzejściepowrót

Standardowo z pewną zwłoką, ale tak właśnie wyglądał jeden z jesiennych tygodni. Oby taki był każdy!

I wiem, wiem… Przegiąłem trochę z ilością zdjęć, ale tak rzadko coś wrzucam, że gdy już łapię faze, to jakoś tak ciężko się powstrzymać 🙂

norgatur

About norgatur

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Scroll Up