Geocaching można powiedzieć że mnie pochłonął. O tym co to niby jest pisałem poprzednim razem. Wiec tłumaczyć nie muszę… Z pewnymi przerwami, jak to w życiu bywa wiekszość wolnych chwil próbuje spędzać na tej właśnie zabawie. Przy okazji nie zapominając o ważniejszych drobiazgach. Jakby nie było po ostatnich przejściach trochę większa odpowiedzialność się załączyła. I też co nieco rozsądku… Ale przechodząc bardziej do konkretów, ten typ zabawy satysfakcjonuje głównie najmłodszych. Więc Lilka ma sporo fanu.
A na dzisiaj wymyśliłem dla niej niewielki challenge. Postanowiliśmy przespacerować się kawałek wzdłuż morskiego brzegu. I przy okazji wyhaczyc kilka skarbów. Tak też zrobiliśmy…
Z samego rana, mając już obczajone parę keszy na horyzoncie, ruszyliśmy w stronę plaży. W głowie tkwiło co najmniej 10 skrzyneczek. Efekt był jednak taki, iż nie każdy z uczestników dysponował odpowiednią ilością energii. Poza tym ciśnienia na wszystkie łupy też nie było, więc dzień zakończony został wcześniej i z trudem 8 skarbów powędrowało do kolekcji.
Generalnie geocaching ma rożne oblicza. Bywa, że sięga trochę dalej i przedmiot znaleziony w skrzyneczce ma określone zadanie. Może np. się przemieszczać, będąc przedmiotem podróżnym. Travel bug, bo tak się owe przedmioty określa jest drobiazgiem wędrującym po świecie, którego trasę można na bieżąco śledzić na stronie internetowej. Czyli przedmiot taki przeskakuje od skrytki do skrytki przy pomocy innych poszukiwaczy. Główna zasada to pozwolić przedmiotowi, by cały czas mógł się poruszać. Raczej bez dłuższych przestojów.
Czasami travel bug ma sprecyzowany cel, do którego chce dotrzeć, a użytkownicy pomagają go osiągnąć. Dla przykładu ten znaleziony jakiś czas temu ma powrócić do Danii. Więc w tym przypadku nie ma daleko, ale z tym bywa różnie.
Co się tyczy „skarbów” mogą być one przeróżne. O ich rzeczywistej wartości nie warto się rozpisywać, bo przecież chodzi o satysfakcję, a nie o to by zdobyć jakiś konkretny łup.
Chociaż trafia się czasem trochę bardziej materialny gadżet, jak w moim przypadku pendrive 🙂 W skrzyneczkach są jednakże głównie zabawki.
A przy okazji kolejny argument, by zmotywować dzieciaki do wyjścia out. A w dzisiejszych czasach to podobno trudniejsze… Chociaż my akurat nie mamy z tym problemów, bo gdy nasz mały urwis słyszy hasło góry, plaża, skarby itp. po chwili rozlega się nic innego jak donośnie „taaak!”
A jak do tej pory udało się ich nazbierać taką oto kolekcje
Znalezione skarby z wędrówki wzdłuż morza poszukiwacz jeszcze przez chwile trzyma z boku
A przy tej zabawie oprócz chęci przydaje się taki oto gadżet. Przy niezbyt zaawansowanych poszukiwaniach zamieniany najczęściej na telefon z gps-em.
Myślę, że to byłoby tyle jeśli chodzi o geocaching tym razem. I odchodząc od tematu… Naszego małego poszukiwacza wczoraj odwiedził pewien słynny pan. I chociaż akcja była przednia, to już po wszystkim usłyszałem tylko ” tato to ty byłeś mikołajem ” 🙂
A poranek pomimo, iż o tej porze roku nadchodzi dosyć późno często jest na tyle zachęcający, że znów ma się ochotę na jakieś poszukiwania,
I chociaż święta tym razem będą w Polsce, a region w którym mieszkamy rzadko bywa śnieżny, to nastrój da się stworzyć