Według opinii sporej części przybyszów z innych krajów Norwegia to miejsce, gdzie dominuje nuda. Jednym z najlepszych sposobów na spędzanie wolnego czasu staje się więc dla wielu spacer po centrum handlowym. Ewentualnie jakieś łowienie rybek, których tu bez liku lub balanga, z obowiązkowym umiarem, gdyż w przeciwnym wypadku może to się skończyć bankructwem.
Zdarzają się jednak w tym społeczeństwie jednostki, które radzą sobie z nudą całkiem nieźle. Amatorzy aktywności o podwyższonym stopniu ryzyka znajdują bowiem w tym kraju wszystko co potrzeba do dobrej zabawy.
Pomimo iż w ciągu ostatniego miesiąca nie zrobiłem nawet jednego zdjęcia, to z wakacji pozostało kilka. Wybrałem więc parę takich, które wraz z krótkich opisem być może zburzą trochę stereotyp mówiący, że w tym kraju nie ma co robić.
. . .
Na początek kanioning. Sport dosyć popularny w krajach alpejskich polegający na podążaniu z biegiem rzeki, w której jednak nurt nie powinien być zbyt wartki. Za to im więcej wodospadów, czy naturalnych oczek wodnych tym lepiej. Przydatna jest pianka i trochę linowych umiejętności.
Paraglajty to z kolei zabawa, która pozwala poszybować i poczuć się mniej więcej jak ptak. Tym bardziej, iż doświadczeniom tym towarzyszy cisza. Nie ma warkotu silnika. Dominuje spokój… Bez odpowiedniego przeszkolenia, lub ewentualnie kolegi, który pokaże co i jak ciężko jednak z tematem wystartować. Dosłownie.
Kitesurfing to kolejna rozrywka z pod znaku adrenaliny, podobno wyjątkowo popularna w naszym kraju. W przeciwieństwie do glajta tutaj latamy trochę niżej, a gdy coś pójdzie nie tak, to lądowanie nie jest, aż tak twarde. Niestety wypadki idą w parze z popularnością i od czasu do czasu się zdarzają.
Chociaż morze wokół Norwegii jest lodowate nawet latem, to warunki w niektórych regionach są jedne z najlepszych w Europie, a to zachęca tym bardziej. Poskramianie wiatru także tutaj cieszy się więc niesłabnącym powodzeniem.
Jeśli chodzi o kajakarstwo górskie, to takiej ilości rzek, o tak urozmaiconym stopniu trudności próżno szukać na naszym kontynencie. Nawet porównując norweskie rzeki do tych z pozostałej części świata znajdą się one w ścisłej czołówce.
Zwykłe kajakarstwo chociaż nie oferuje takiej dynamiki i wzburzenia jak górskie, to dzięki temu co jest wokół może dostarczyć równie sporo fanu.
Dla tych lubiących trochę bardziej bezpieczną i „podaną na talerzu” przygodę, ciekawą alternatywą może okazać się park linowy.
A tym którzy chcą się trochę bardziej pomocować przypaść do gustu może bouldering, czyli „bezszpejowe” wspinanie. Całkowicie naturalna i darmowa siłownia. Żelazo zamieniamy natomiast na skałę, na brak której tutaj nie można narzekać.
Jak widać zabawa ta jest dosłownie dla każdego. Przydaje się jednak trochę inne obuwie.
Czasem jednak nawet zwyczajne trampki wystarczą by podnieść poprzeczkę i wspinać się jeszcze wyżej.
A bojący się nadmiernej wysokości zawsze mogą wypróbować slackline, który w trochę bardziej zaawansowanej formie ukazałem na początku lata tutaj.
Jeśli z jakichś względów żadna z wyżej wymienionych aktywności nie porywa zawsze można wskoczyć na rower, który w Norwegii wydaje się być pojazdem równie często używanym jak samochód. No może trochę przesadziłem, ale czasem ma się wrażenie, że sport ten jest tutaj jakby narodowy.