Za nami wyskok w plener. Prawie dwa tygodnie bez neta, telefonu, wygodnego łóżka. Tego tak naprawdę było mi trzeba. Zasiedziałem się i wolny czas mijał raczej pod dachem. Było dużo muzyki, trochę czytania. Odkryłem kilka blogów z których jeden trafił prosto w mój gust. Obejrzałem nawet serial. Pierwszy po około 5 latach. Od czasu kultowego Pitbula. Tym razem po amerykańsku. Breaking Bad to coś co po takiej przerwie wgniata w fotel. Polecam…
W między czasie intensywnie szukaliśmy jakiegoś pojazdu. Jazda na rowerze choć całkiem fajna, to bywają dni, gdy ma się jej serdecznie dosyć. Znalezienie tutaj samochodu nie jest trudne. Wszystko zależy od ilości gotówki którą się dysponuje oraz wymagań. Nasze choć nie były wygórowane, to jednak specyficzne. Ponownie wymarzyło nam się coś umożliwiające błogi sen gdzieś w drodze. Samochody typu van to moja wielka miłość od czasów Australii. Pełną satysfakcje mógł mi więc przynieść tylko zakup tego typu. Szukanie chociaż zaczynało powoli męczyć przyniosło jednak oczekiwany skutek. I tak pewnego słonecznego poranka znalazł się. Autko chociaż dalekie do całkowitej sprawności, to cena i lokalizacja prawie po sąsiedzku przeważyły na korzyść.
Następnie dodatkowe dwa dni spędzone na reperowaniu usterek i można było znów, tak jakby prosto z marszu wyruszyć. Pomimo, iż nasz wehikuł wymagał co najmniej tych kilku kilometrów testu, to jednak potrzeba nowych przygód była silniejsza, a rozsądek nawet gdyby chciał z nią walczyć, to i tak nie miałby żadnych szans.
Na początek kilka wybranych zdjęć ukazujących nasze oblicza. Wynika z tego, iż z tą naszą próżnością zaczynamy coraz bardziej przypominać Azjatów.
Lilce ten w przeważającej większości roadtrip przypadł jak najbardziej do gustu, więc gdy tylko się zatrzymaliśmy było dużo energii i raczej marne szanse mamy na jej poskromienie co wcale nie przeszkadza by czasem próbowaćprzynosi to jednakże raczej odwrotny, bardziej zaraźliwy skutek.piękne okoliczności przyrody zachęcają jednak do chwili spokoju.a nawet kontemplacjibyło całkiem spoko, ale czas powrócić na obraną ścieżkę zmiana kierowcy, więc i za okno wyjrzeć łatwiej do czasu jednak, gdy na horyzoncie pojawił się jeden z ulubionych bohaterów, Traktorek Tom w kolorze różowym, tego nie można odpuścić nikt nie chciał prowadzić, więc pozostał stary, sprawdzony sposób i chociaż miejsca do których docieraliśmy były na pozór podobne, to zachwycały nadal i nawet nawiązywanie przyjaźni z lokalsami szło jeszcze łatwiej a żeby nie było, że łechtalismy tylko własne ego czasem pstrykaliśmy też zdjęcia innymz przyjemnością wracając jednak do ulubionego ostatnimi czasy motywu
a po powrocie domowe gadżety zaczęły cieszyć jeszcze bardziej trochę więcej, być może mniej personalnych zdjęć już wkrótce…
Tak sobie siedzę , czytam i, oglądam zdjęcia i dochodzę do wniosku że z tego co tu jest można by stworzyć niezły Reality Show .
być może, tylko my tak nie bardzo w stronę tych klimatów 😛