Przesadnie rozwiniętych tekstów i tak nikt nie czyta, więc po raz kolejny jadę dosyć krótko. Jak zresztą cały wyjazd. Standardowo by go opisać musiał powstać lekki poślizg. Byliśmy tam już przecież ponad miesiąc temu.

W jednym z poprzednich tekstów wspominałem, że jakoś od stycznia planowaliśmy trip po Japonii. Tym razem jednakże nie wypaliło. Bilety były i teoretycznie wszystko było, ale nie teraz. No cóż – życie.

Tak więc, trzeba było zadowolić się czymś, co chodziło po głowie nie od wczoraj. Pomimo, iż na wyspach spędziłem jakiś rok, to Londyn do tej pory nie był po drodze. I tam właśnie skoczyliśmy na kilka dni. Ot taki mały spontan.

najpopularniejszy londyński samochód

Początkowo myślałem, że gdy już tam wreszcie zawitam, to pewnie będzie jakiś couchsurfing czy coś. W ostatniej chwili dotarło do mnie, że Londyn dzisiaj jest niczym Chicago dwadzieścia lat wstecz. Tak więc zapewne znajdzie się tam ktoś znajomy. I tak zakotwiczyliśmy u Anety, która przecież jest prawie z tego samego podwórka.

Wpadliśmy więc z krótką wizytą do koleżanki z dawnych lat. Drogi się po rozchodziły. Nowe rodziny. Nowe życie. Dzisiaj każdy żyje w innym świecie.

No ale przyszedł czas na Londyn. Szczegółowy opis pomijam. Wiadomo był spacer nad Tamizą.

Tower BridgeTamizaTower Bridge

Przejście kilkoma mostami nad
tą właśnie rzeką.

jeden z mostów na Tamizie

Gdzieś w oddali widoczny był także słynny Big Ben.

londyńskie taksówki

Wiadomo, że gdziekolwiek jedziemy lubimy posmakować czegoś regionalnego. Taki jakby taste trvelling… W przypadku Londynu nie mogło więc zabraknąć dosyć specyficznych (rozmiarowo) frytek.

londyńskie frytki

Pomimo, iż krótkie wyjazdy z urlopowym czilałtem nie mają często zbyt wiele wspólnego, to już dawno nauczyliśmy się by nie biegać. I tak jednak udało się nam na spokojnie zobaczyć wszystko co chcieliśmy. A nawet więcej…

Tym razem wybraliśmy także spokojniejszą opcje. Wybór padł na londyński autobus.

jazda po mieście

Jakoś potem padło na zupełnie nieplanowana wizyta w londyńskim akwarium. Miało być japońskie, które obiecaliśmy córce, ale nie wypaliło tym razem, więc trzeba się było zadowolić innym. To nie to samo, ale też było fajnie. Tego typu miejscówka, to dla nas nowość, a z racji iż miałem w swoim czasie fascynację nurkowaniem, to w podwodnej fotografii świata nie zwojowałem. No cóż, przez szkło także można…

w akwariumkoniki morskie

Tak naprawdę owe akwarium odwiedziliśmy trafiając na nie zupełnie przypadkiem idąc w kierunku London Eye.

London EyeLondon Eye

Na górę wyjechaliśmy więc dopiero następnego dnia.

Lilka w London Eyewidok na Tamize z London Eye

Japonia to kraj o którym wspominałem już w tym tekście dwa razy. No ale, wygląda na to, że jest dla mnie jak Indie, w kierunku których pomimo, że jechałem nie raz, to nadal nie widziałem. A japońskie klimaty mogliśmy trochę poczuć w British Muzeum.

japońska część British Muzeum

Będąc tam jednak większość czasu spędziliśmy w dziale opisującym historie faraonów. Tak bywa, gdy jeden z uczestników „wyprawy” przeżywa fascynację tego typu światem.

w British Muzeum

Muszę przyznać, że Londyn się nawet spodobał. Chyba mam ostatnio lekką potrzebę tłumu. Bo nie ma to tamto, ale ludzi w tym mieście trochę jest.

Londyński performer

Miastem nie zdążyliśmy się znudzić, chociaż nie da się ukryć, że momentami pojawiało się zmęczenie.

podczas zwiedzania

Nie ma tego złego, gdyż już chwilę później siedzieliśmy w samolocie… Późna pora powrotnego lotu powodowała sporą chęć by zapaść w blogi sen. Zanim jednak nasz najmłodszy uczestnik spał zadałem mimochodem pytanie: -Gdzie oprócz… (tutaj nie chcę zapeszać) chciałbyś jeszcze pojechać? Bez wahania padła odpowiedź -Rumunia 🙂  Czegóż można się spodziewać od osoby, którą interesują mumie. Dracula to przecież podobna liga. Tak więc Transylwania jest na liście.

Zresztą jest również Meksyk za sprawą czupakabry 🙂

norgatur

About norgatur

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Scroll Up