By zajrzeć na Opener Festiwal zawsze było jakoś nie po drodze. Po pierwsze jestem z południa, a więc przez całą Polskę trzeba byłoby śmigać. Chociaż bliższe prawdy będzie zapewne stwierdzenie, że cenowo impreza ta z reguły działała odpychająco. Wolałem więc pojechać posłuchać bardziej budżetowego grania. Impreza nie jest tania jeśli weźmiemy pod uwagę nasz kraj, ale gdy przyjrzymy się Europie, to koszty zobaczenia na żywo tyłu grup z najwyższej światowej półki, są już bardzo niskie. Tylko w tym roku wystąpili m.in. Red Hot Chilli Peppers, Sigur Ros, Florence&The Machine, At The Drive In, LCD Soundsystem, Grimes, Bastille, PJ Harvey…
Tak więc zaczynamy imprezę. Przybyłem na nią bezpośrednio z Norwegii. Było to nawet o dzień wcześniej niż zaczynało się konkretne granie. Dzięki temu był czas by się rozejrzeć i zaklimatyzować.
Namiot rozbity. Czas poznać nowe towarzystwo. Na tego typu balangach raczej nie ma z tym problemu, więc już po chwili jechałem z nowymi znajomymi na plażę. Festiwal ten rokrocznie odbywa się bowiem na niedokończonym lotnisku w Gdyni. A stąd już tylko kawałek do morza. Tego dnia, jak również prawie cały następny nie pokusiłem się o wyjęcie aparatu. Dopiero pierwszego dnia wieczorne granie do tego zachęciło. Można było przy okazji pooglądać trochę pogodowych spektaklów.
Na początek trochę deszczu…
Po którym zrobiło się całkiem pięknie…
Wtedy wszelkiego rodzaju fanów selfie nie brakowało.
A potem na scenę wyszła Florence wraz z zespołem The Machine. I wtedy chyba zaczęła się poważniejsza zabawa…
Tego dnia zajrzałem jeszcze na drugą stronę openerowych pól, gdyż znajdowała się tam trochę mniejsza scena, która umiejscowiona była pod namiotem. Tym razem poszedłem posłuchać hip-hopu. Małpa bowiem to gość, który dawno temu poprzez jeden utwór spowodował u mnie chęć by zagłębić się w ten typ muzyki ponownie po latach. Zresztą porównując ten koncert do innego tego typu grania gdzie słychać ze sceny było jak dla mnie zbyt dużo wulgaryzmów to u Małpy jakby trochę więcej kultury…
Następnym dzień zapowiadał się konkretnie. Tego dnia oprócz dominujących na tego typu imprezie muzycznych dźwięków była także nie lada gratka dla miłośników sportu. Nasza piłkarska reprezentacja grała bowiem historyczny mecz w mistrzostwach Europy. Dzięki organizatorom współbrat z głównym sponsorem udało się transmisję tego wielkiego piłkarskiego widowiska oglądać bezpośrednio na festiwalu.
W moim przypadku połączyłem dwa wydarzenia całkiem dobrze. Podczas pierwszej połowy posłuchałem śpiewającej niedaleko Marii Peszek.
Na drugą część gry przeniosłem się już jednakże na drugi kraniec. Na głównej scenie występowali bowiem Red Hot Chilli Peppers.
Mecz z późniejszymi zwycięzcami tego turnieju Portugalią dostarczał jednak tak wiele emocji, że nie dało się przechodzić obok tego obojętnie. Na szczęście dzisiejsza technika pomaga z łatwością sprostać takim wyzwania.
Emocje lekko opadły. Nadszedł kolejny dzień. Początek to taki jakby nie mój świat… Chociaż Pszczółkę Maję znają chyba wszyscy. A ja byłem pod niemałym wrażeniem gdy rzesza młodych ludzi świetnie się bawiła słuchając Zbigniewa Wodeckiego. I patrząc na tego artystę przypomniałem sobie wywiad z nim, który dawno temu czytałem i jedną niebanalną historie, którą zakończył stwierdzeniem, iż „młodzież musi się wyszaleć” 🙂
Później jakieś piwo i wyjście by posłuchać kapeli, którą niekoniecznie słucham – LCD Soundsystem. Ale jakby nie było, dzięki temu można zrobić jakieś zdjęcie.
Oraz Sigur Rós…
Ostatniego dnia, na początek mała odmiana. Jacek Hugo-Bader, to ktoś kogo się raczej czyta, aniżeli słucha. I przyjechałem tu zdecydowanie dla muzyki, to czemu nie wykorzystać takiej szansy. Szybko okazało się, że był to mega dobry pomysł, bo gość gada równie dobrze, jak pisze. Zresztą po przeczytaniu „Białej gorączki” od razu chce się ruszać na wschód…
Później pogaduchy z nie widzianym dłuższy czas Olo, z którym kiedyś kilka fajnych chwil przeżyło się w Azji…
I który przybył na tą imprezę głównie by na żywo posłuchać At The Drive In.
Na koniec posłuchałem jeszcze pełnej energii, przybyłej z Kanady – Grimes. Takie przeciwieństwo do tego, iż u mnie zmęczenie sięgało jakby zenitu. No cóż, tego typu czas odbiera energię. Na szczęście w całkiem pozytywnym znaczeniu… Zresztą warto było wpaść chociażby by posłuchać Grimes.
Generalnie impreza, za całość naprawdę godna polecenia.
A do chaty wracałem korzystając pierwszy raz z BlaBlaCar. Typ jazdy nasuwający skojarzenia, przynajmniej dla mnie, z autostopem. Tak jak w przypadku stopu, jak również opisanego festiwalu – zdecydowanie polecam!
A może po prostu ja mam takie szczęście, że z reguły trafiam na naprawdę fajnych ludzi…