Dosyć opornie idzie mi konkretny start z poważniejszym blogowaniem. Ciągle staje coś na drodze. Tym razem kilkudniowy pobyt w Polsce, gdzie rest od neta był całkowity. Tak więc wszystko jasne…

Wróciłem jednak i chociaż coś godnego wpisu już tak jakby zdziałałem, to myślę, że ponowne pisanie zacznę zaległą historią.

Ostatnim razem gdy odwiedził nas malinka… Tak naprawdę było to w styczniu, więc określenie ostatnio brzmi trochę na wyrost. Ale ruszyliśmy wtedy między innymi wzdłuż morskiego brzegu. Główny cel to szukanie keszy.

kesz nad morzem

W tych dniach jednakże norweski brzeg delikatnie musnął orkan.

orkan na morzu północnym

Chociaż południe kraju nie odczuło tego faktu zbytnio dotkliwie nam te podmuchy bynajmniej wystarczyły. Dorośli ludzie a bawili się niczym małolaty…

nauka latania

Północna cześć kraju orkan dotknął na tyle mocno, że zbliżanie się do brzegu było zdecydowanie odradzane.

sztorm niespokojne morze

Tutaj po prostu wiało. I chociaż poczułem już w swoim życiu kilka podmuchów, to jeśli chodzi o Norwegię te były górną półką.

wypas przy brzegu

Oczywiście zdjęcia nie ukazują tego zbytnio. Aby się jakoś wybronić zrzucę winę na wszędobylskie krople. W starciu z nimi sprzętem foto szybko zawładnęła wilgoć.

zalany brzeg

A za moment, gdy poogarniam trochę ważniejsze sprawy wrzucę wpis z poprzednio weekendowego szukania keszy podczas grillowego wypadu z grupka znajomych gdzieś do Stavanger.

norgatur

About norgatur

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Scroll Up