Zatoka przyklejona do Sandnes. Morze spokojne jak niebo. Zachodzące słońce. I zmęczenie takie jakie lubię  Po tej całej eskapadzie nawet piwo smakuje jeszcze bardziej. Choć tylko czteropak kasztelana pozostał po feralnej odprawie celnej. Wokół króluje czilaut

Trochę to już nieaktualne. Tak bowiem zaczynał się tekst, który stał się kolejnym do szuflady. Na bloga nie zdążyłem po prostu w porę wrzucić. A może uznałem iż jest to jedna z tych pretensjonalnych, wieloznacznych bzdur. Za dużo ekshibicjonizmu na który najwidoczniej nie jestem chyba gotów. Tą cząstkę moich wywodów pozostawiam dla siebie. A zresztą coś czułem, że pojawienie się fejsbukowego fanpejdża pójdzie w parze z niemocą twórczą…

A tymczasem utkwiłem na jakiś czas w samochodzie. Całkiem przyjemnie się mieszka w jeżdżącym lokum. Taki wielki, biały kamperwan to byłby co najmniej obciach, by nie powiedzieć dyshonor. Ale wzbogacona wersja „teczwórki” to co innego. Niby taki mały, ale okazuje się całkiem wszechstronny. Do tego stopnia, że mogłem pozwolić sobie na ugoszczenie kumpla. Tak więc przyłączył się do mnie Paszka.

W między czasie próbuje zorganizować jakieś nie rujnujące kieszeni mieszkanie. A z tym to jednak nie jest łatwo. Dodatkowo spotkana na mieście służba celna nie pozostawiła przede mną złudzeń. Dalsze poruszanie się polskim pojazdem może mój skromny budżet doprowadzić do ruiny. Zaproponowane koszty oclenia plus mandat to tak niebanalnie brzmiąca suma 80 tysięcy złotych. Dostałem ostatnią szanse. Czyli wypad z baru. Następne spotkanie może bowiem przybrać mniej przyjazną atmosferę. Wygląda na to, że uratował mnie porozrzucany bez ładu i składu na tylnej kanapie wspinaczkowy szpej. Po rozluźnieniu oficjalnej gadki musieli niejako uznać, iż nie przyjechałem tu tylko dla ich kasy. A ja przerzucając się na rower zacząłem pracować nad kondycją.

Niestety skupiony na sprawach koniecznych odstawiłem na bok aparat. Nadeszły deszczowe, leniwe dni. W głowie plan, którego nie zdradzam. By nie zapeszać. Pomimo opinii  że należy brać co jest, ja jakoś mam dosyć zadowalania się półśrodkiem. Tym razem bardziej konsekwentnie do celu. A o tym będzie później.

Dzisiaj kolejny dzień ucieka przy kompie. W uszach muzyka. Ostatnio w moim życiu reaktywacja hip-hopu, który gdzieś tam umarł z kalibrem. Potem rządziły takie jakby pankowe klimaty, a teraz chciałoby się zaśpiewać rock’n’roll umarł, rock jest martwy stary. Ale taki stan, to pewnie potrwa tylko do następnego koncertu… Więc słucham sobie dla odmiany takiego pezeta. Dobre teksty.

Jeszcze kilka dni. Później Polska. Znów na chwile. Na krótko.

norgatur

About norgatur

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Scroll Up