Stała praca to coś co zawsze było postrzegane przeze mnie jako nie pozwalające zbytnio rozwijać skrzydeł ograniczenie. I chociaż od kilku miesięcy czerpałem spora przyjemność z zajęcia które pochłaniało większość moich dni, to jednak powoli zaczynała wkraczać dziwnie doskwierająca monotonia. Chyba każda cząstka mnie potrzebowała mocniejszych doznań. Dodatkowo niektórzy z ekipy pracujący ze mną przejawiali podobne fazy. Musiało to więc prędzej czy później zaowocować jakimś konkretnym działaniem. Po nakręcających się nawzajem rozmowach i naostrzeniu dziabek pewnego nie do końca pogodnego, lutowego popołudnia, prosto z pracy ruszyliśmy… Kierunek Tatry, a na celowniku Filar Świnicy. Oto fotograficzna próba ukazania jak to istotą podobno rozumnym wydaje się brakować zdrowego rozsądku…

a zaczęło się niewinnie

gdy po niezbyt przespanej nocy wczesnym rankiem dziarsko wskoczyliśmy do naszego wyprawowego wozu

musząc jeszcze z własnego wyboru przepracować kilka wyjątkowo dłużących się godzin

al

aż wreszcie pełni energii zaczęliśmy lokować się ponownie do pojazdu

i chociaż pogoda mogłaby odstraszać, to o odwrocie mowy nie było

i chwilę później wędrowaliśmy już w strone gór

aż zapadł zmrok

ale na horyzoncie szybko pojawiło sie schronisko

i chociaż w planie była Świnica to nie poprzestaliśmy na takich skromniutkich planach

a wczesnym rankiem już na dobre zaczęliśmy przekształcać marzenia w rzeczywistość

i nawet czując nadciągające ze wszystkich stron lawiny brnęliśmy z uporem do przodu

szybko nabierając wysokości

a całkowicie zmrożona ściana pozwalała z łatwością wbijać dziaby

to jednak wiatr współbrat z nadciągającym zewsząd śniegiem nie pozostawiał złudzeń

i nawet aparat z trudem wytrzymał początek wycofu po czym zamarzł nie pozwalając na dalsze pstrykanie

a trwało to jeszcze troche gdyż progi upragnionego schroniska przekroczyliśmy ponownie około północy czyli po prawie 20 intensywnych godzinach

co dosyć destrukcyjnie wpłynęło na naszą wspinaczkową werwe i pomimo nadwątlonego ego z nieukrywanym zachwytem nadal podziwialiśmy niedostępne tym razem góry

a wracając byliśmy jeszcze bardziej pewni że niekiedy samo przetrwanie jest sukcesem, a ewentualny szczyt tylko premią

norgatur

About norgatur

4 komentarze

  • malgonia174 pisze:

    Mimo wszystko moje wyobrażenie o tych Twoich wspinaniach było bardzo delikatne w porównaniu z tym. co mi pokazałeś. teraz boję się o Ciebie jeszcze bardziej ale równocześnie jestem szczęśliwsza i jeśli to możliwe jeszcze bardziej przepełniona dumą. Ty i góry to jak marchewka z groszkiem – idealna kompozycja:)

  • olka pisze:

    świetne , bardzo ciekawie i humorystycznie opisywane fotki 🙂 a widoki .. co tu dużo mówic

    😉

    pozdrawiam Miśka z chustką na głowie 🙂

  • Babcia pisze:

    Pan Bóg ma różnych „wariatów ”
    jedni latają nie wiadomo na czym, drudzy wyłażą nie wiadomo na co i takich co budują łódkę nie wiadomo po co. Widocznie tak musi być. Całuję.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Scroll Up